Sala numer 3

[Zuzm]

Dygotnęła ręką i jedna kropla wyleciała w złym miejscu, szybko wystawiła rękę i kropla przedarła się przez kilka warstw skóry, aż do mięśni. Na chwilę się zatrzymała jednak później zaczęła okrywać jego ciało czystymi bandażami

[Mardi]

- Zobaczymy.
Szturchnęła nie uprzejmie chłopaka.

[Zuzm]

-Nie ruszaj go! -Krzyknęła -Salomon! -Wąż podniósł dziewczynę za ubrania i trzymał w powietrzu

[Leith]

- Zostaw mnie - mruknął odpychając dziewczynę.
- Nic Ci nie jest? - spytał troskliwie Zu.

[Mardi]

-Postaw mnie!!!

[Zuzm]

-Nie... dam radę, ty jesteś osłabiony. -Owinęła go całego -Teraz plecy, obróć się -Przez bramę wleciał Delgado
Dłużej lecieć się nie dało... -pomyślała

[Leith]

Zrobił tak jak prosiła.
- Nie jestem słaby - mruknął i podparł się rękoma.

[Zuzm]

-Ale lepiej, żebyś się teraz nie przemęczał -Powiedziała -Może odprowadzę cię do domu /Chwila zastanowienia/... Albo nie -Spojrzała na jego plecy, całe w ranach i podziurawione.

[Mardi]

-Dlaczego nie słaby, dlaczego? Skąd wiesz?- Zagadnęła.

[Leith]

- Zamknij się mieszańcu - warknął i spojrzał przed siebie ''pustym'' wzrokiem

[Zuzm]

Nie przejmowała się
-Może zapiec -Polała jego rany płynem

[Leith]

Ugryzł się w język. Deadly podeszła do niego i przyglądała się.

[Zuzm]

-Ciii... -Pogłaskała go po głowie. Delikatnie wycierała nadmiar płynu

[Mardi]

Mardi zaczęła się śmiać głośno.
-Zabawni jesteście. Tak w ogóle co ci się stało? Jesteście parą?

[Zuzm]

-Został zaatakowany przez tysiącnogę, i tak... chyba. -Wyciągnęła aplikator i powtarzała czynność, teraz praktycznie nie ma zdrowej skóry.